Na granicy (drzewo)
Siadam czasem pod drzewem
po tej stronie pnia,
gdzie słońce swym gniewem
nie daje mu spać
w pełnym blasku ogrzewam
się tylko przez moment,
bo nie dojrzę tu nieba
życie światłem oślepione
sucha kora ociera plecy,
niczym papier ścierny
ten stan mnie męczy
– znajomy niewierny
Uciekam w drzewa cień
ukrywam się w głębi,
lecz ciemny tam dzień
smutek w głowie kłębi,
gdy patrzę na ziemię
wciąż mokrą od deszczu
zauważam, że i ta strona
także pełna przeszkód
opieram o mokrą korę
plecy wcześniej zadrapane
życie w wilgoci tonie
– żałosny kochanek
Zatrzymana w półcieniu
bezsilna wśród zmian
w głębokim westchnieniu
spokój w sobie mam
Zatrzymana w półsłońcu
zmęczona bieganiem
wygodnie tu w końcu
uśmiech nie ustaje
Gdybym miała powiedzieć
czego w życiu pragnę
chcę łączyć marzenia,
chwile niepoprawne,
z prawdami istnienia,
sekundy zwyczajne,
dążąc do spełnienia
nie chcę żyć przesadnie
i choć czasem umiem
odlecieć bezwładnie,
czasem z duszy strumień
wysusza mnie na dnie,
splotu słońca z cieniem
nigdy nie odrzucę,
bo nie tracę niczego
wszystko poznać muszę
Dodaj komentarz