Wieczorne rozluźnienie
Przychodzi wieczór
Znikają osłony
Choćbyś chciał nic nie czuć
Myślisz jak szalony…
Przychodzi wieczór
Znikają osłony
Choćbyś chciał nic nie czuć
Myślisz jak szalony…
Zapalam się i spalam
Buduję i rozwalam
Naprawiam i nawalam
Rozpuszczam i zniewalam…
Niebieska grzechotka
z czerwoną kulką po środku
Zna myśli moje od samego początku…
Bywa, że otacza smutek
Bywa, że lecisz bezwładnie
Bywa, że choć na górze
To się zaszywasz na dnie…
Dokąd ta droga prowadzi
Stawiam nią pewne kroki
Czasem coś na niej zawadzi
Lecz to odsuwam na boki…
Silna energia płynie między nami
Chociaż się wcale nie dotykamy
Nawet nie dzielimy się spojrzeniami
A ona ziemią przepływa falami…
Ciemna droga, przez noc ścieżka
Pełna głowa, nazbyt ciężka
To choroba, by ją przetrwać
Móc wtórować – a nie zjednać…
Ciemno, późno
Sedno, na próżno
Niejedno, na luźno
Być pewną, no trudno…