Bez końca
Kiedy znów przyjdziesz, kiedyś, do mnie
Wtedy ja zerknę nieprzytomnie
Choć w mym spojrzeniu się odbijesz
To serce mocniej nie zabije…
Kiedy znów przyjdziesz, kiedyś, do mnie
Wtedy ja zerknę nieprzytomnie
Choć w mym spojrzeniu się odbijesz
To serce mocniej nie zabije…
(…) To się nagle kiedyś skończy
Bez obrońcy, mnie wysączy
List gończy po prostu wyłączy
Żywot rączy ukryty wśród kłączy…
Co będzie dalej z tą kropką
Która wszechświata jest cząstką
Czy zechcesz kiedyś jej dotknąć
Czy wiatr ją zdmuchnie przez okno…
Nad butelką para, powiem nara, zaraz
Nad kieliszkiem usta, powiesz pusta, ustań…
Blisko, bliżej, najbliżej
Ciepło, cieplej, najcieplej
Rany powoli swe liżę
Bo wiem, że to wkrótce ucieknie
Bezszelestnie spadam
Już dno stopą badam…
Gdybyś mógł przyjść, czy byś przyszedł
Gdybyś mógł być, czy byś był
I choć głośno tego wciąż nie krzyczę
Chciałabym byś mi się śnił…
Delikatną falą dotyk na twarzy
Ciepłem zewsząd dłoń otoczona
W zwierciadle obraz tego co się zdarzy
Czułości chwila pozbawiona…